O zmianach w Google słów kilka…

W czasach, gdy znaczną część ruchu w sieci generują urządzenia mobilne, Google stara się wychodzić naprzeciw użytkownikom. Wprowadza coraz to nowsze rozwiązania usprawniając tym samym korzystanie z ich ekosystemu.

Efektywność poprzez minimalizm to stwierdzenie, które zdaje się przyświecać wielu poczynaniom giganta z Mountain View. Od zapoczątkowania tego typu poczynań jeszcze w okolicach 2014 roku wraz z przedstawieniem koncepcji Material Design, Google sukcesywnie usprawnia/dostosowuje wszelkie sposoby interakcji z ich usługami właśnie pod mobile. Choć początkowo chodziło o ujednolicenie całego UI (User Interface) głównie pod względem wizualnym, co im niewątpliwie się udało, tak z czasem trzeba było zacząć stawiać kolejne kroki. Mowa tu o sposobie w jaki wchodzimy w interakcje poprzez dotyk z wszelkimi usługami/aplikacjami/systemami. Im mniej wykonamy ruchów tym lepiej, w końcu chaos nie sprzyja produktywności. Google stopniowo wprowadza wiele zmian w swojej wyszukiwarce. I tak ostatnimi czasy garść takowych się znalazła.

Koniec ery wyświetlania dynamicznych wyników…

Kilka dni temu podjęto decyzję o 'uśmierceniu’ trybu Google Instant, czyli dynamicznego wyświetlania wyników, których aktualnie wyszukujemy. Został on stworzony w 2010 roku jeszcze pod przewodnictwem byłej wiceprezes Google Mariss’y Mayer. Tryb ten miał być fundamentem pod budowę zupełnie nowego i bliższego poczucia bliskości z informacją. Był poniekąd odpowiedzią rosnący rynek urządzeń mobilnych, które z góry były namaszczone przez nasze osobiste podejście do nich. Informacja była moja, dla mnie i co najważniejsze zawsze w zasięgu ręki – liczyło się tu i teraz, a nie za chwilę. W erze, gdy czas jest niezwykle istotny, sekunda więcej w przypadku ładowanych danych może przesądzić o 'być’ albo 'nie być’ dla danej witryny. Chciano uzyskać tą samą zależność między użytkownikiem, a desktopem. Wpisując daną frazę wyszukiwarka nie tyle przewidywała konkretne wyniki, co automatycznie i w czasie rzeczywistym ładowała dopasowane strony. Czekanie na to, aż użytkownik wprowadzi całość i zatwierdzi swój wybór poprzez „enter”, zdawało się być już tylko niechcianym szeptem dnia wczorajszego. Wszystko odbywało się w 'locie’ jeszcze przed ukończeniem konkretnego słowa. Niewątpliwie było to również pomocne osobom, które znacznie wolniej i nie najlepiej radziły sobie z posługiwaniem się klawiaturą.

Ten mechanizm jak wszystko inne w życiu miał zarówno swoich zwolenników jak i przeciwników. Każdy miał swoje racje. Nie można mu było jednak odmówić tego, że działał. Był idealnym sposobem na szybszy dostęp do wyszukiwanych przez nas informacji, czyli spełniał swoje założenia. Był niezwykle efektywny. Umocniło to jeszcze bardziej pozycje giganta z Mountain View na rynku. W tamtym czasie Google bezsprzecznie bardzo dobrze odczytywało potrzeby społeczeństwa, które stawało się coraz to bardziej dynamiczne. Jednak świat nie stoi w miejscu i to co powołało ten projekt do życia, przyczyniło się i do jego końca. Wszystko głównie za sprawą wręcz lawinowo rosnącego rynku urządzeń mobilnych i coraz większej konsumpcji informacji.

Obecnie większa część ruchu w sieci jest generowana właśnie przez mobile, także jego kontynuowanie już od dawna stało pod znakiem zapytania. Dlaczego więc nie dostosowano tego systemu pod nie? Dlaczego nie podjęto takiej próby, skoro to tak kluczowy element koronnej funkcji Google’a? Odpowiedź jest prosta – ergonomia i format. Dynamiczne wyszukiwanie nie ma sensu w przypadku klawiatury ekranowej, gdyż ta najzwyczajniej wszystko przysłania. Z kolei dalsze kontynuowanie tego projektu na desktopach w przypadku, gdy te odgrywają coraz to mniejszą rolę nie ma żadnego logicznego uzasadnienia. Ambicja w tym wypadku już nie wystarczy. Całość rozbija się o koszta, które są wysokie w obu przypadkach. Matematyka wydaje się, więc być tutaj nieubłagana. Jaka będzie przyszłość? Czy coś zastąpi ten projekt? Tego do końca nie wiadomo.

Coś za coś…

Na pocieszenie dla równowagi pojawiła się i nowa opcja, choć niewielka – w końcu podstawą funkcjonowania każdego organizmu jest balans. I tak też Google po cichu wprowadziło już oficjalnie kolejną „karuzelę”, a mamy obecnie ich kilka jak choćby w przypadku wyświetlania informacji o hotelach, czy wybranego asortymentu sklepów (wiele też jest w fazie testowej). Mowa o sposobie wyświetlania hiperłączy w SERP’ach (Search Engine Results Page), czyli wynikach wyszukiwania. Te ze zwykłych tekstowych zostały zastąpione nowymi prostokątnymi kafelkami, z którymi możemy wchodzić w interakcje poprzez przewijanie to w lewo lub w prawo.

Daje to niewątpliwie znacznie przyjemniejsze doświadczenie i sprawia, że całość wizualnie stanowi nieco przyjemniejszy „chaos”. Jednak jest to mechanizm dostępny głównie na urządzeniach mobilnych, w końcu te jak wspomniano wyżej obecnie stanowią trzon na polu dostępu do sieci. Jednego możemy być pewni – Google robi wiele by to „poczucie bliskości z informacją” było jeszcze bliższe.

Comments

comments